Wreszcie....14 dni odpoczynku....urlopu. :)
Czekałam na to niesamowicie.
Przy nieograniczonych godzinach w pracy, już sama nie wiem czy w domu nie jestem tylko gościem.
Nareszcie można usiąść...zapatrzeć się w dal i nie myśleć, że coś jeszcze trzeba zrobić.
Nawet przestały denerwować mnie wszelkie obowiązki domowe.
Tym razem wykonuję je z ogromną chęcią. :)
Nic mnie nie goni, nic mnie nie ściga. Wszystko mogę robić jak tylko chcę i w tylko sobie wyznaczonym tempie. Mogę wrzucić pranie do pralki tylko połowicznie, pójść dalej i zacząć sprzątać regał z masą niepoukładanych książek.
To jest cudowne uczucie.
Uwielbiam siadać przy stoliku z kawą, patrzeć przez okno w dal...obserwować naturę.
To jest mój czas. Czas bez telewizora...bez mediów. Ok, przyznaję, czasem telefon. :)
I słuchanie ciszy....to jest dla mnie bezcenne w dzisiejszym świecie. Tego najbardziej mi brak w tym całym szumie. Cisza w połączeniu z obcowaniem z naturą, to już jest komplet na pełnym wypasie. Korzystam, jak tylko umiem. Co nie jest w cale łatwe kiedy w domu jest jeszcze mąż kochający Tv po pracy i 13-latek z niewyczerpanymi energiami. :)
Nie jest źle, bywa różnie, ale w mieszkaniu ok. 40m² musimy jakoś pogodzić swoje przecudaczne charaktery i zachcianki.
Te dni w domu, bo nie mam ochoty wyjeżdżać nigdzie, pozwalają mi się wyluzować na tyle, że:
Pewnego ranka wypastowałam buty przed wyjściem....czernidłem do zderzaków. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz