sobota, 7 grudnia 2019

Zbyt mocno uduchowiona ?

  Ludzie zadziwiają mnie nieustannie i chyba nigdy nie przestaną...
 Najbardziej jednak zadziwiają mnie Ci, którzy też w jakiś sposób wiem, że wierzą czy nawet chodzą do kościoła dość intensywnie.

 Jednak wracając do tematu:
Po spotkaniu z koleżanką na ulicy:
- Hej, a gdzie to się było koleżanko? - padło pytanie w moją stronę.
- A wracam z kościoła, byłam na mszy popołudniowej.
- Wiola, a co ty taka religijna się ostatnio zrobiłaś ?
- No wiesz, ty też mogłaś przyjść.
- Muszę lecieć, paaaaaaa... 
Na tym nasza rozmowa się urwała i każda z nas poszła w swoją stronę. 
    Wiedziałam, że poruszyłam temat niewygodny do głośnej rozmowy na ulicy.
    Chociaż jak dla mnie nie robił on żadnego stresu.
    Jednak przeciwnik wymiękł. :P
 Nie wiedziałam, co mam myśleć o tej krótkiej sytuacji.
 Zdziwiło mnie to pytanie, ponieważ ta religijność jest ze mną odkąd pamiętam. :) 
 Ale dlaczego stwierdziła, że `ostatnio` ?
 Hmmmm....przecież nie trzeba pokazywać wszystkim dookoła wszech i wobec, że idę do kościoła na mszę czy też, że się modlę.  Mam więcej czasu, idę do kościoła, nie mam nie idę.   Zwyczajnie proste. 
 Może ta sytuacja miała uświadomić mi, że to moje 'uczęszczanie' do Kościoła to jednak zbyt mało...

                    Jest tylko jeszcze jedno pytanie:

                    Dlaczego to moje chodzenie do Kościoła 
                                   kłuje w oczy innych ? 🤨

P.s.
Czy też macie podobne doświadczenia z pytaniami od znajomych ?





środa, 30 października 2019

Wszyscy będziemy starzy. :)

Wiem, nie myślisz o tym teraz....jesteś młody, tyle lat przed tobą...starość nie jest najlepszym tematem do rozmowy, póki jesteś w pełni sił.
 Przecież to temat tabu...starość jest niemodna...brzydka, śmierdząca, pełna chorób i nie komfortowa. 

Wszyscy udajemy, że nas ten temat kompletnie nie dotyczy.
 Wiecie co? 
  Oni kiedyś też tak myśleli...wszyscy Ci, którzy teraz mają po 70 czy 80 lat.
 Teraz są w jesieni wieku i jakoś trzeba się z tym pogodzić.
 Tym bardziej pogodzić się z tym, że lada chwila trzeba będzie stanąć przed Bogiem, aby zdać egzamin ze swojego życia przed Bogiem. 
 Dlaczego poruszam akurat temat starości ?
   Powodem jest moja dzisiejsza wizyta w Domu Starości w nieopodal położonym mieście.
 Jak wiele tam historii życiowych. Jak wiele smutku, żalu, ale też wdzięczności i chęci kontaktu z drugim człowiekiem.
 Jedni z nich są tutaj z własnego wyboru, jednak zdecydowana większość została wyrwana ze swojego codziennego środowiska i oddana w ręce obcych ludzi.
   W takim miejscu można zobaczyć jak wiele starszych ludzi tęskni za swoimi rodzinami, jak wiele czeka na przyjazd bliskich. 
    Niektórzy z nich nigdy się takich odwiedzin nie doczekają. Wiele z tych krewnych oddaje swoich bliskich, bo jest im tak wygodnie. Pozbywają się problemu...matki i ojcowie takie podziękowanie otrzymują po wielu latach trudu. 
   Są oczywiście też przypadki, że krewni nie mają naprawdę jak opiekować się rodzicami, ale chociaż ich odwiedzają w ośrodkach. To jednak są coraz rzadsze przypadki. 
 Przecież każdy będzie za chwilę stary. 
  Czy chcecie aby Wasze dzieci tak po prostu oddały Was do domu opieki tylko dlatego, że mają taki kaprys i odstawiają Was w inne miejsce jak zużytą rzecz nie mając skrupułów. 
  Na pewno każdy z Was chce na starość spędzić ten nie łatwy czas w swoim domu, wśród swoich rodzinnych pamiątek i ze swoimi dziećmi czy wnukami.
 Starajcie się zrozumieć swoich dziadków. 
Może ich ciała są już zszargane życiem i chorobami, jednak ich dusze są tak samo młode, jak były kiedyś.
 Są tylko bogatsze o wiele życiowych doświadczeń.
 Rozmawiajcie ze swoimi starszymi krewnymi, opiekujcie się nimi, abyście nigdy po ich śmierci nie powiedzieli:
 " nie zdążyłem powiedzieć, że kocham" czy "tak mało poświęciłem/ -am im czasu"
 Pamiętajcie, bądźmy wdzięczni naszym rodzicom i dziadkom za ich życie i trud by nas wychować. 
 Jacy by nie byli na starość. Nikt z nas nie wie na chwilę obecną jaka starość nas czeka i z jaką chorobą przyjdzie się nam zmagać.
  Ten wiersz ks. Jana Twardowskiego powinien stać się naszym mottem przewodnim w tym temacie:

 Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
zostaną po nich buty i telefon głuchy
tylko co nieważne jak krowa się wlecze
najważniejsze tak prędkie że nagle się staje
potem cisza normalna więc całkiem nieznośna
jak czystość urodzona najprościej z rozpaczy
kiedy myślimy o kimś zostając bez niego


Nie bądź pewny że czas masz bo pewność niepewna
zabiera nam wrażliwość tak jak każde szczęście
przychodzi jednocześnie jak patos i humor
jak dwie namiętności wciąż słabsze od jednej
tak szybko stąd odchodzą jak drozd milkną w lipcu
jak dźwięk trochę niezgrabny lub jak suchy ukłon
żeby widzieć naprawdę zamykają oczy
chociaż większym ryzykiem rodzić się niż umrzeć
kochamy wciąż za mało i stale za późno

Nie pisz o tym zbyt często lecz pisz raz na zawsze
a będziesz tak jak delfin łagodny i mocny

Śpieszmy się kochać ludzi tak szybko odchodzą
i ci co nie odchodzą nie zawsze powrócą
i nigdy nie wiadomo mówiąc o miłości
czy pierwsza jest ostatnią czy ostatnia pierwszą


                                                ks. Jan Twardowski

 Pamiętajcie starość jest to też czas na przekazanie młodemu pokoleniu wniosków, które wynieśliśmy ze swojego życia.
 Nigdy na  początku nie słuchamy naszych dziadków, śmiejemy się z ich rad. 
 Jednak ich słowa wbijają się w naszą głowę i dają o sobie znać po wielu, wielu latach, kiedy sami stajemy się dorośli, a codzienność i poczucie odpowiedzialności za inne osoby przeszywa nasze dni.







niedziela, 7 kwietnia 2019

Ach...ta nieszczęsna PYCHA.

Nie, nie jest to post o gotowaniu.... pysznościach i przepisach. :)
 Mimo iż, pycha jest jego tytułem przewodnim. :)
Mam na myśli PYCHĘ ludzką, z którą zmierzamy się bardzo często, jak nie codziennie. Długi czas nie zdawałam sobie z niej sprawy. Jakoś tak przylgnęła do mnie i wydawała się tak naturalna, że prawie niezauważalna. 
 Może dla Was to nie odkrycie. Dla mnie jednak to obudzenie się świadomości tego grzechu.
 A zaczęło się od jednego smsa.
 - "Dziękuję Ci za dzisiejsze słowa, miałem o czym myśleć przez popołudnie."
 Wiadomość ta była następstwem moich słów dotyczących świadomości religijnej. 
 Nie zdawałam sobie sprawy, że moje słowa mogą mieć jakąś moc, dając komukolwiek coś do myślenia.
 I wiecie co? 
 Ta radość z wiadomości i tego, że komuś w jakiś sposób pomogłam, obudziła we mnie poczucie wyższości, większej mądrości, zadufania jednym słowem obudziła się we mnie PYCHA.
 Leżąc na łóżku długo nad tym myślałam.
 Jak mogę się wywyższać, skoro jestem taka, jak inni ludzie, w niczym lepsza, przeciętna.
 Jak mogę z jednej sytuacji tak obrastać w piórka.
 Czy nie można się poprostu czysto, bez oceniania cieszyć z tego, że kogoś poruszyły nasze słowa bez myślenia, że nagle jestem kimś wyjątkowym?
 Ciężka sprawa. 
 I wtedy zauważyłam, że tak naprawdę to pycha czyha na nas na każdym kroku. 
 Trzeba być tak czujnym by w nią nie popaść.
 W tym celu postanowiłam uderzyć z drugiej strony. Odszukałam kilka antonimów do słowa Pycha by wiedzieć czym się kierować. A więc:
cichość, prostota, pokora, umiar.

Aby spojrzeć do samej definicji pychy zapraszam do przeczytania artykułu:


Zauważcie również, że pycha znajduje się na 1 miejscu z wszystkich siedmiu grzechów głównych..... 
 Daje Wam to do myślenia ?
 Mnie daje. :)

Nauka dla mnie na ten dzień i kolejne, które przede mną:

Pokorą pychę zwyciężaj. !!!!!!! 💓

I tego Wam również życzę. 
  


poniedziałek, 1 kwietnia 2019

Spojrzeć na świat z drugiej strony....

Matko kochana...znowu grypa?
 Objawy i bolące gardło zwaliło mnie dzisiaj z nóg.
 No ale cóż...syn chory...mama poza ogólnym osłabieniem działać musi. :) 
 W planach z automatu pojawił się rosół z ogromną dawką mięsa i warzyw, owoce i ogromna dawka soków. 
Z tej racji należało ruszyć do jednego z supermarketów, by zaopatrzyć lodówkę i dom w najpotrzebniejsze rzeczy.
 Wyskoczyłam z domu by jak najszybciej załatwić sprawę, wsiadłam w auto i odjechałam. W drodze zaczęłam czuć się coraz gorzej, co tak naprawdę przypomniało mi, iż kolejna dawka leku pozostała nietknięta w domu. To jeszcze nie zbiło mnie z tropu.
 Wkońcu wyjazd do sklepu miał zająć mi zaledwie godzinę, więc jakoś musiałam sobie dać radę.
 Zaparkowałam....i ruszyłam w stronę wózków by móc zrobić większe zakupy. 
 Przynajmniej na takie miałam dzisiaj ochotę. :)
 Po chwili okazało się, że nie mam ani jednej złotówki, ani nawet 2 złotych, by móc odebrać wózek.
 Pomyślałam tylko: 
- No pięknie, nie dość, że jestem prawie z gorączką, na zewnątrz słońce ale i zimny wiatr. Idealna sytuacja bym się znowu doziębiła już tym razem doszczętnie.
 Wróciłam do auta, przegrzebałam co się dało, nawet pod chodnikami samochodowymi. Zawsze w aucie mamy jakieś leżące pieniądze w kilku miejscach. Niestety dzisiaj nic.
 Jak na złość. Znalazłam kilka drobniaków by zebrać 1 zł do odebrania wózka i pomyślałam ponownie:
- No cóż, głupia sytuacja, trzeba pożebrać, żeby ktoś zamienił na całą złotówkę.
 Uwierzcie mi, dziękuję Bogu za to doświadczenie, bo nawet nie myślałam, że tak to będzie wyglądało.
 Co drugi człowiek,to był gość z Czech, więc nawet gdyby chcieli nie umieli mi pomóc, bo nie mieli złotówek.
Wracając jednak do tematu.
 Stałam tam przy stoisku z wózkami i pytałam prosząc jednocześnie  o zamianę mich drobniaków na 1 monetę.
 Wiecie, co?
 Ludzie traktowali mnie bardzo oschle. Jakbym wręcz żebrała.
 Jedni udawali, że mnie nie widzą, inni nawet nie sprawdzając czy mogą pomóc odburkiwali pod nosem, że nie.
 Dopiero za kolejnym razem, Pani zamieniła mi złotówkę....z pretensją, że jak nie będzie miała drugiej, to i tak mi nie zamieni, bo ona tej swojej potrzebuje.
 Zero uśmiechów z czyjejkolwiek strony.
 Poważnie chwilowo poczułam namiastkę żebractwa na własnej skórze i to jak tacy ludzie są traktowani.
 Mimo tego, że ja tylko chciałam zamienić drobne.
 Stojąc pod tym supermarketem zrobiło mi się bardzo przykro.
 Długo nie mogłam zrozumieć dlaczego ludzie potrafią być dla siebie tacy niemili. Cenne i bardzo ważne doświadczenie.
 Jednocześnie smutne i dające do myślenia.
 KOCHANI PATRZCIE NIE TYLKO NA SWÓJ CZUBEK NOSA, BO MOŻE KTOŚ OBOK WAS NAPRAWDĘ POTRZEBUJE POMOCY. 
 CZASEM MOŻE WYSTARCZY NAWET DOBRE SŁOWO CZY ZWYKŁY UŚMIECH.

czwartek, 28 marca 2019

PIEKŁO ISTNIEJE...czy wierzysz w to czy też nie.!!!!

Miałam nie pisać posta o piekle. 
Wcale nie chciałam tego robić. Jednak czuję, że muszę.
Czuje, taką wewnętrzną potrzebę.
Coś dzieje się takiego na świecie, co dla mnie jest niezrozumiałe.
 Kiedyś, nie czułam takiej potrzeby, dzisiaj po rozmowach ze znajomymi stwierdziłam, że to jest już czas na to by powiedzieć, co myślę na temat piekła.
 W ostatnim tygodniu dwukrotnie od 2 różnych osób usłyszałam, że:
- "Nie ma piekła, że piekło to stan duszy po śmierci" lub też "czyściec może być tu na ziemi"
 Wiecie dlaczego mnie tak poruszyły te słowa? 
Te dwie osoby są osobami bardzo wierzącymi. Jedną z nich znam od kilku dobrych lat.
  Napewno spotkaliście się z powiedzeniem, iż w dzisiejszych czasach największym sukcesem szatana jest to, że ludzie uwierzyli, że on nie istnieje, że to tylko straszenie dzieci.
 Ludzie obudźcie się.!!!!! 
 On właśnie tego chciał, żebyśmy zapomnieli o jego istnieniu i dalej gonili za pieniądzem w totalnej znieczulicy społecznej.
 Jeżeli go nie ma, to skąd te wszystkie opętania,dręczenia.
  Ludzie borykają się naprawdę z paskudnymi zjawiskami, bo otworzyli swoje życie na to, na co nie powinni. (zabawa w wywoływanie duchów, zawarcie paktu z diabłem, trwanie w ciężkich grzechach)
 Kochani, to nie są czary i bajki, to jest prawda.
 Szatan robi wszystko aby odwrócić naszą uwagę od Boga.
 Działa po cichu. Sprytnie i inteligentnie. 
Wkońcu jest upadłym aniołem.
 Zna nasze skłonności i słabości. Świetnie wie w co uderzyć, aby nas zabolało. Jak nie teraz, to trochę później.
 Z tym zawodnikiem nie ma zabawy. 
 Nikogo nie chcę tu przekonywać do swojej racji. Jednak chciała bym abyście wyobrazili sobie taką sytuację:
   Umierasz teraz, w tej chwili, nieważne czy w pracy czy w domu.
   Tu miałeś rodzinę, znajomych. Zawsze ktoś przy tobie był. 
  Byłeś otoczony masą przedmiotów i osób, które kochasz.
   Teraz umierasz i stajesz przed obliczem Boga....sam....bez znajomych....nie masz przy sobie kogokolwiek i czegokolwiek. Nie ma ucieczki.
 Musisz zdać relację ze swojego życia w oczach Boga .
  Jesteś tylko ty i Bóg.
 Jak się czujesz ? Zdajesz relację nie tylko ze swojego życia, ale ze swoich myśli, uczuć,wszystkiego. Wciąż masz świadomość, bo zostawiłeś tylko swoje ciało, a dusza nadal istnieje.
  Jak się czujesz? 
 Wtedy nie masz gdzie uciec. Sam widzisz najpaskudniejsze rzeczy ze swojego życia, ale od strony widza.
 Masz świadomość grzechów popełnionych, ale wtedy już jest za późno.
 Nie myśl sobie wtedy, że dasz łapówkę by pójść do Nieba.
 Nie licz na to, że okłamiesz Boga, że byłeś inny od tego, który został w grobie.
 Wiedz o tym, że po śmierci zdajesz rachunek ze swojego życia, z każdej chwili i myśli. 
 Przemyśl to.....i ratuj swoją duszę. 
 Nie będzie nam tu na ziemi lekko, wśród tego całego światowego blichtru i zamieszania ale, zastanów się.
 Nagroda czeka Cię wielka.....ratuj swoją duszę.
 Pamiętaj ona jest nieśmiertelna.
I wiedz jedno: PIEKŁO ISTNIEJE CZY CHCESZ TEGO CZY NIE.
Nie musisz mi wierzyć, tylko chwilkę się zastanów.
To od Ciebie zależy na co się zdecydujesz........

Jeśli kto chce iść za mną, niech się zaprze samego siebie niech weźmie swój krzyż i niech Mnie naśladuje (Łk 9, 23)

Na koniec proszę obejrzyjcie ten kilkuminutowy film:



wtorek, 26 marca 2019

Św. Augustyn rulezzzz... :)


Gdy usłyszysz podczas spowiedzi,:

"Dopóki walczysz jesteś zwycięzcą."

to już nic więcej Ci do życia nie potrzeba.
Ubrana w tą zbroję ruszam na podbój świata. :)
Oby wszyscy trafiali na tak budujące słowa.

One czekają wciąż...

   Tak....one, bo jest ich bardzo wiele. Znajdują się w ciężkiej sytuacji, ale jakby bliżej celu niż kompletnej porażki.
 My możemy być jednymi z nich. 
 Lubicie pomagać ludziom, pomóżcie też im. Oni być może mijali się jeszcze niedawno z Wami na ulicy czy też należeli do członków Waszej rodziny
 O kim mowa ?......
Zdecydowanie o duszach czyśćcowych. 
Czy wiecie, że możemy im pomóc nawet nie wychodząc z domu ?
To takie banalne, ale większość z nas wiecznie nie ma czasu na nic. Niestety życie nie bywa łatwe i faktycznie nie pozostawia nam zbyt wiele czasu na cokolwiek. Znam to z własnej autopsji i doskonale to rozumiem.
 Jednakże dzisiejszego dnia postanowiłam zmienić coś w swoim życiu. 
 Dlaczego dzisiaj ? 
 Sama nie wiem. 
 Być może dlatego, że jest to dzień spowiedzi przed Wielkanocą.
 Postanowiłam połączyć dwie ważne dla mnie rzeczy. 
 Będzie ciężko, ale zrobię to w tej formie. 
 Od dłuższego czasu mam dość spory problem z nieumiarkowaniem jedzenia. :) No cóż, napewno to znacie, szczególnie kobiety....dieta obrotowa:
 "Gdzie się nie obrócę, tam coś wciągnę".
No cóż tak już jest. :) Zresztą łączy to się również z zajadaniem emocji i nudy....czyli jem na okrągło. :) 
 Najgorsze, że wiem iż robię źle i brnę w to dalej.... totalna głupota. 
 W związku z tym postanowiłam moje nieumiarkowanie zamienić w umiarkowanie i przy tym przekuć w coś, co może dopomóc innym.
 Mianowicie przede wszystkim dieta: "Mniej żreć", bo jedzeniem bym tego nie nazwała. :)
 Jeść zdrowiej, a wszystkie moje męki związane z chęcią i kuszeniem jedzeniowym....oddawać Panu Bogu w intencji o zbawienie czyśćcowych dusz.
 Ktoś, kto nie zmaga się z problemem wiecznego zajadania, zapewne uzna, że to śmieszne, ale bez zajadania naprawdę jest trudno wytrzymać.
 Masz wrażenie, że myślisz tylko o tym.
 Próbowałam już nie raz podchodzić do diet i łapałam się wszystkiego, co mogło by mi pomóc jednak mam:
Słabą Silną Wolę :) i dodatkowo Słomiany Zapał. Cały komplet uniemożliwiający mi trzeźwe myślenie. :)
 Co mnie trzyma, żeby nie zajadać?
Jedna bardzo prosta rzecz: MOJA WYOBRAŹNIA.
Ona przypomina mi, że dusze w czyśćcu także cierpią i to o wiele większe psychiczne czy też fizyczne męki chcąc dostać się do Nieba. 
 Są niby o krok, ale brakuje im oczyszczenia.
 Wiem, że mogę im pomóc swoim poświęceniem i świadomością tego, że może i ja kiedyś będę w takiej sytuacji.
 O ile jeszcze na taki czyściec sobie zasłużę....
 To jest już raczej inny temat.
 Jest ciężko....ale wiem, że moje "ciężko" jest w jakimś celu. 
 Dla kogoś śmiesznym, dla mnie ważnym.
 Dziś 1 dzień, a za mną chodzą non stop zapachy i słyszę w głowie głos w stylu:
 "Jutro możesz zacząć", "I tak im nie pomożesz, przecież non stop grzeszysz" czy "I tak nie wytrzymasz, zjedz teraz to czy tamto".
 No cóż te głosy chyba nie wiedzą, że mogą być motywujące by iść mimo wszystko pod prąd.
 Czyli......challenge accepted i startujemy od 76 kg. :)

wtorek, 19 marca 2019

Uderzyć w sakrament...

Czy zwróciłeś/-aś kiedyś uwagę na jedną ciekawą sprawę? 
  Ja tak, zaczynam dostrzegać to coraz częściej...
 Zwykle gdy chcę zrobić coś dobrego dla innych lub pomóc komuś pod względem duchowym, napotykam po drodze na trudności. Nie takie zwykłe...takie zupełnie niespodziewane. Tego posta próbuję pisać już drugi raz. Poprzednio mój laptop dostał pomylenia i nie reagował na edycję tekstu tak, jak to robi zwykle. Dlatego też wcale mnie nie zdziwi, gdy padnie mi niespodziewanie, nie zapisując nic z tego posta. :) 
 Z drugiej strony, nie ma co demonizować wszystkiego, dlatego pozostańmy przy kwestii, że być może, to tylko zwykły przypadek :) i przejdźmy do właściwego tematu.

 Nie wiem czy zauważyliście i być może jest tak też w waszym otoczeniu, że coraz więcej małżeństw idzie na  łatwiznę i poddaje się rozwodom.
 W mojej miejscowości,  (ok. 1000 osób) rozpadło się już kilka solidnych rodzin. 
 I to nie z racji patologii czy przemocy w domu, bo to można by jeszcze zrozumieć, ale z racji zdrady, pójścia na łatwiznę czy po prostu takiej zachcianki. 
 Wiecie co jest przerażające? 
 To, że na pomysł rozwodu wpadają osoby, po których byśmy się tego nie spodziewali. Przykładne rodziny, z dziećmi i stażem ponad 10 letnim.
 Nie chcą nic naprawiać, chcą się pozbyć problemu.
 Straszne..., na tym nie tylko cierpią dzieci, ale i ta druga połowa, która przeważnie jest zaskoczona decyzją. Co gorsza... zostaje postawiona przed murem bez możliwości odwołania.
 Zły wali w rodziny, jak oszalały...
Widok postępujących rozwodów, bez chęci pracy nad sobą, utwierdza mnie w tym, że tym bardziej doceniam mojego męża, a co za tym idzie nasze małżeństwo, bo nie jesteśmy idealni. 
Ja wciąż w każdym miejscu staram się szukać Boga, On jeszcze nie do końca w niego wierzy. Nie jest łatwo, mimo to walczę o swoją wiarę i staram się zaszczepić jakieś kiełki wiary w moim Mężu.

 I BŁAGAM MIEJCIE ŚWIADOMOŚĆ TEGO WSZYSCY, KTÓRZY JESTEŚCIE MĘŻEM CZY ŻONĄ:

"NIE MA MAŁŻEŃSTW IDEALNYCH. !!!! "

Zawsze są jakieś sprzeczki, kłótnie, niedomówienia. Szczególnie jak już macie dzieci.
 Trzeba po prostu zrozumieć i pogodzić się z tym, że jesteśmy dwojgiem różnych ludzi....nie tylko różnych płciowo, ale też wywodzimy się z innych domów....mamy inne nawyki itp.
 Umiejętność i przede wszystkim chęć rozmawiania,poprawy oraz modlitwa, to jest klucz do fajnego małżeństwa.
 To nie jest łatwe...tego z latami trzeba się nauczyć, to nie przyjdzie samo. Trzeba zrozumieć swoje charaktery.
My też nad tym pracujemy. Przynajmniej ja, bo nie mogę mówić za męża. :)
 Ktoś mi może powie:
- Bo wy kobiety, to jesteście, marudne, kapryśne i nie wiecie czego chcecie....
Nie mówię, że tak, nie jest. :) 
Wy też panowie, nie jesteście łatwi we wspólnym życiu.
Potrzeba i jednym i drugim niemała doza zrozumienia siebie samych....czasem pójścia na kompromis...czasem nawet ostrej kłótni, aby ona dała nam coś wewnętrznie do myślenia.
 Jednak nigdy przenigdy...nie pozwólcie by do Waszych rodzin wdarła się  IGNORANCJA czy EGOIZM. To najprostsza droga do rozpadu i ogólnej niechęci do siebie samych.
 Pamiętajcie, że obydwoje macie misje do spełnienia:
  UŚWIĘCIĆ SIEBIE NAWZAJEM W DRODZE DO NIEBA.
 Abyście kiedyś mogli spotkać się w niebie szczęśliwi i już bez żadnych wad, pretensji.
 Wszystkie te problemy i trudności małżeńskie nie są po to by przed nimi uciekać, ale by umieć mądrze stawić im czoła i  przez nie przejść. Są one dla Waszego duchowego wzrastania i swoistego oczyszczenia.
 A kiedy już nie widzicie innego wyjścia i nie macie już do siebie sił, powierzcie szczerze te sprawy Matce Bożej i Jezusowi.
 Pamiętajcie o jednym:
 DLA BOGA NIE MA NIC NIEMOŻLIWEGO
Wyciągnie Was z naprawdę po ludzku beznadziejnych opresji i problemów. Wystarczy tylko szczerze otworzyć przed nim serce i chcieć zmiany.
 Mimo wszystko zacznijcie szczerą komunikację między sobą.
 Jeżeli Wasz mąż/żona nie chcą waszej obecności czy rozmowy, nie miejcie oporów by pomodlić się za nich.
 Może spróbujcie szturmować z prośbami nowenną do:
           MATKI BOŻEJ ROZWIĄZUJĄCEJ WĘZŁY
Jednak nie oczekujcie szturmu odrazu po pierwszych modlitwach. Bądźcie cierpliwi, bo to w cierpliwości i cichości jest MOC.
  I pamiętajcie jedno, szczególnie w tym zahukanym dzisiaj świecie. Jeżeli chcesz usłyszeć głos Boga, to pamiętajcie jedno:

       "BÓG PRZYCHODZI W CISZY"

Chciejcie Go szukać i słuchać.
Na koniec chcę Wam polecić dwa ciekawe filmiki dotyczące dzisiejszego tematu małżeństwa, jego sensu, naprawy oraz zdrady. Zajrzyjcie, polecam Wam gorąco:

1. Dr Jacek Pulikowski - "Naprawianie małżeństwa"



2. Małżeństwo NIEidealne - Świadectwo





   




czwartek, 14 marca 2019

Ktoś mi pozazdrościł.... :)

Jeszcze do niedawna...tak bardzo sama sobie zazdrościłam urlopu. 
Miałam tysiące planów....pomysłów...i 3 dnia urlopu....rozchorowałam się.
Grypa w pełnej krasie. Dzisiaj pozostało mi tylko 4 dni urlopu, a większości z nich nie pamiętam. :/ Ktoś mi musiał nieźle pożyczyć tego urlopu. :) 
  Już wczoraj myślałam, że choroba odpuściła, a tu masz....zapalenie zatok wszelakich. Jak pech, to pech. Nawet nie zdążyłam dobrze poczytać mojego stosu książek, które tak dzielnie sobie naszykowałam. Urlop w tym roku, totalna klapa. :/
Czytałam kiedyś, że ktoś złorzecząc może na nas ściągnąć pech i niepowodzenia. Jak myślicie, jest w tym jakieś ziarenko prawdy?
 No cóż, podsumuje to następująco:
"Jeżeli chcesz rozśmieszyć Boga, opowiedz mu o swoich planach na przyszłość"
                                                                           Woody Allen

środa, 6 marca 2019

Zaczynamy Wielki Post... :)

No to zaczynamy.... :)
Za patrona naszej rodziny na czas Wielkiego Postu wybraliśmy:

św. Franciszka z Asyżu.

 Wybraliśmy? Trochę za dużo powiedziane. :) Zaproponowałam i wszyscy się zgodzili. 
Ufff....całe szczęście. :)
Dlaczego akurat ten święty?
Szczerze mówiąc sama nie wiem. Może głupio to zabrzmi, ale od dziecka zawsze podziwiałam fakt, że uwielbiał przebywać z naturą i lgnęły do niego zwierzęta. Podobno nawet z nimi rozmawiał.
 Podziwem napawało mnie również to, iż zostawił wszystko co miał i wybrał życie zakonne w biedzie i w poświęceniu swego życia dla odbudowy Kościoła.
 Jakoś najlepiej się z tym świętym utożsamiam. :)
Wyrzeczenie na ten czas? Jedno z najtrudniejszych dla mnie:
Mniej jeść ? :) Zdecydowanie mniej.
Tego wyrzeczenia nie da się oszukać. Waga wskaże na właściwe zakończenie postu. 
Wielki Post czas start....:)
Wytrzymajcie w postanowieniach. Jedno jest pewne, nie będzie łatwo....

Kamera online (krypta św. Franciszka):
http://www.sanfrancescopatronoditalia.it/webcam.php

Urlop - czas zhamowania. :)

Wreszcie....14 dni odpoczynku....urlopu. :)

Czekałam na to niesamowicie. 
Przy nieograniczonych godzinach w pracy, już sama nie wiem czy w domu nie jestem tylko gościem.
Nareszcie można usiąść...zapatrzeć się w dal i nie myśleć, że coś jeszcze trzeba zrobić.
 Nawet przestały denerwować mnie wszelkie obowiązki domowe.
 Tym razem wykonuję je z ogromną chęcią. :) 
 Nic mnie nie goni, nic mnie nie ściga. Wszystko mogę robić jak tylko chcę i w tylko sobie wyznaczonym tempie. Mogę wrzucić pranie do pralki tylko połowicznie, pójść dalej i zacząć sprzątać regał z masą niepoukładanych książek.
 To jest cudowne uczucie.
 Uwielbiam siadać przy stoliku z kawą, patrzeć przez okno w dal...obserwować naturę. 
 To jest mój czas. Czas bez telewizora...bez mediów. Ok, przyznaję, czasem telefon. :)
 I słuchanie ciszy....to  jest dla mnie bezcenne w dzisiejszym świecie. Tego najbardziej mi brak w tym całym szumie. Cisza w połączeniu z obcowaniem z naturą, to już jest komplet na pełnym wypasie.  Korzystam, jak tylko umiem. Co nie jest w cale łatwe kiedy w domu jest jeszcze mąż kochający Tv po pracy i 13-latek z niewyczerpanymi energiami. :)
 Nie jest źle, bywa różnie, ale w mieszkaniu ok. 40m² musimy jakoś pogodzić swoje przecudaczne charaktery i zachcianki.
 Te dni w domu, bo nie mam ochoty wyjeżdżać nigdzie, pozwalają mi się wyluzować na tyle, że:
Pewnego ranka wypastowałam buty przed wyjściem....czernidłem do zderzaków. :)

Powiedzcie, że Wy czasem też tak macie.... :D